Rozdział I - Aoi

Stałam właśnie pod drzwiami prowadzącymi do mojego pokoju. 179 jak byk! Bardzo chciałam mieszkać sama, ale jak się dowiedziałam, będę mieć współlokatorkę. Weszłam do środka, jedna część pokoju, ta należąca do mnie urządzona już była w moje rzeczy, widocznie elfy posłańcy już wykonały swoje zadanie. Na środku łóżka ubranego w biało-niebieską pościel leżał zwinięty w kłębek mój biały kot - Artemis. Zauważyłam, że druga część pokoju również była zajęta, walizki walały się po środku, a na łóżku spała ludzka dziewczyna. Włosy w nieładzie, jeden kosmyk miała w buzi, z której nawiasem mówiąc sączyła się stróżka śliny. Podeszłam do szafy i ją otworzyłam, w środku obok swoich sukienek wisiał mundurek szkolny, totalnie nie w moich kolorach. Wzięłam go i udałam się do łazienki by wziąć prysznic. Szczelnie zamknęłam drzwi na klucz i, nie mogąc się powstrzymać, zaczęłam używać mocy. Gdy już się umyłam przystąpiłam do ubrania mundurka. W sumie nie był najgorszy, dobrze leżał i był całkiem uroczy. Weszłam z powrotem do pokoju i zobaczyłam biegającego po meblach kota.
-Artemis...
-Jest twój? - zapytała dziewczyna, która przed chwilą spała.
-Tak
-Wstałam dziś o trzeciej rano, pociąg miałam o trzeciej trzydzieści, a tu byłam po piątej. Wchodzę do pokoju, a tu patrzę: BAM! Najlepsze łóżko zajęte! I cała wyprawa poszła w diabli. Jak to zrobiłaś?
-Czary - bądź co bądź nie skłamałam.
-Hahahaha, jestem Anna- odparła wyciągając rękę w moją stronę
-Aoi.
***
Weszłam na salę gimnastyczną, gdy już prawie wszyscy uczniowie zajęli swoje miejsca. Moja współlokatorka rozglądała się po twarzach wszystkich dookoła, w pewnym momencie krzyknęła uradowana i pobiegła w stronę przyjaciół siedzących w przedostatnim rzędzie. Pożegnałyśmy się, a ja ruszyłam w stronę podestu. Usiadłam w pierwszym rzędzie, tak jak wcześniej kazała mi Wicedyrektorka gdy oznajmiła, że będę przemawiać w imieniu uczniów. Po kilku minutach zaczął się apel. Przemowy dyrektora nawet nie słuchałam, byłam tak zestresowana swoim występem. Nie mogłam nic zrobić jak tylko gapić się na swoje kolana. Jednak zrezygnowałam z tego pomysłu i udawałam, że niczym gąbka chłonę wszystkie jego słowa.
-A teraz wystąpi reprezentantka uczniów, Undine Aoi.
-Obecna! - wstałam i podeszłam do podestu. Dopiero gdy stanęłam przy mównicy, mogłam zobaczyć jak wiele osób tu będzie uczęszczać! Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam:
-Szanowne grono pedagogiczne, koleżanki i koledzy. Przekraczając mury tej wspaniałej Akademii każdy z nas czuł pewnie to samo: dumę i satysfakcję z możliwości kształcenia się tutaj - boże jak ja nie lubiłam czytać z kartki i to jeszcze takiego steku bzdur, pomyślałam. - Po zakończonych wakacjach, pełni sił jesteśmy gotowi by zacząć naukę na najwyższym poziomie, a walkę o stopnie i dobry wizerunek Akademii potraktujemy jak walkę o własny honor. Również kluby sportowe dadzą z siebie wszystko. Liczę na owocny rok i dobrą współpracę. Przemawiała Undine Aoi, reprezentantka uczniów.
Schodząc ze sceny słyszałam liczne komentarze dotyczące zarówno tego czytanego przemówienia jak i również mojej osoby. Ocknęłam się dopiero gdy już wszyscy wychodzili. Byłam tak zestresowana, że nie zauważyłam jak apel dobiegł do końca! Wyszłam jako jedna z ostatnich. Nie mogłam wierzyć w to czego byłam świadkiem. Gdy wygłaszałam przemówienie wyczuwałam wiele osób, którzy nie byli ludźmi - bogów, demonów, wampiry, ba nawet całkiem sporo elfów. Na to ostatnie akurat się ucieszyłam. Z rozmyślań wyciągnęła mnie pewna rudowłosa dziewczyna, która na mnie wpadła. Przewróciła się.
-Nic ci nie jest?- zapytałam.
-Tak, wszystko ok- odparła, pomogłam jej wstać, otrzepała ubranie i spojrzała na mnie.
-Dziękuję Aoi - uśmiechnęła się.
-Proszę bardzo.
-Chika - przedstawiła się.
-Miło mi. Chyba powinnyśmy iść do pokoi, prawda?
-Dlaczego?
-Przygotować się na bal!- uradowałam się
-Ok, chodźmy.
***
Szłam właśnie w kierunku swojego pokoju, gdy usłyszałam, że ktoś mnie woła. Odwróciłam się, a moim oczom ukazał się zielonowłosy elf z klanu Sylphów
-Aoi-sama!- podbiegł do mnie.
-Recon...
-Aoi-sama, tak się cieszę, że cię tu widzę. Gdy zobaczyłem, że przemawiasz na rozpoczęciu byłem pewny, że to jakaś iluzja.
-Mógłbyś zwracać się do mnie odrobinę mniej formalnie? To dość krępujące.
-Ale Aoi-sama...
-Chociaż przy ludziach... - szepnęłam i wymownie pokazałam mu uczniów, przechadzających się przez korytarz.
-Aoi! - znowu ktoś krzyknął moje imię. Tym razem była to fioletowowłosa elfka z klanu Pooka.
-Haruka! Więc też tu jesteś.
-Tak, tak, wygląda na to, że jesteśmy w tej samej klasie, super co nie? Dowiedziałam się już wszystkiego. Naszym wychowawcą jest profesor Angel, jeden z opiekunów kółka szermierki. Aoi pewnie się do niego zapiszesz, mam rację, co?
-Tak...
-Ja zapisałam się do klubu muzycznego i szkolnego radiowęzła.
Po krótkiej rozmowie rozstaliśmy się i każdy udał się w stronę swojego pokoju. Gdy byłam już w środku zauważyłam, że Artemis śpi, a Anny nie było. Otworzyłam szafę i zaczęłam się zastanawiać co ubrać na szkolny bal. Mój wybór padł na niebiesko-białą sukienkę na ramiączkach.
***
Było mi za ciepło. W środku było najzwyczajniej duszno. Musiałam się przewietrzyć, nie mogłam tu dłużej zostać. Wtedy do głowy przyszła mi pewna myśl - dlaczego by nie rozprostować skrzydeł i polatać po terenie szkoły? Przecież dzięki mojej mocy mogłabym stworzyć mgłę, dzięki której nikt by mnie nie zauważył! Nie zastanawiając się nad niczym pobiegłam prędko na dach budynku, by z niego wystartować do lotu. Im byłam bliżej byłam szczytu schodów, tym szybciej biegłam nie rozglądając się wkoło. Gdy w końcu wbiegłam na dach ruszyłam pędem ku nieogrodzonej krawędzi. Po prostu nie mogłam się już doczekać by móc znów polatać w ludzkim świecie, a nie jak to byłam zmuszona przez 200 lat - po królestwie rusałek. Zbliżałam się coraz bliżej krawędzi, już czułam delikatny powiew wiatru, a moje skrzydła czekały tylko by się pojawić... Odbiłam się od ziemi i wyskoczyłam. Jednak od razu coś zaczęło mnie ciągnąć w dół. Nie wiedziałam co się stało, ale też nie walczyłam z tym i runęłam na ziemię. Ze strachu zamknęłam oczy i nie miałam odwagi ich otworzyć. Po paru sekundach, które dla mnie trwały wieczność zaczęłam oceniać na co upadłam. Niewątpliwie było to coś miękkiego, na karku poczułam delikatny oddech. Chwila, chwila... ODDECH? Wystraszona otworzyłam oczy i owszem zauważyłam, że to coś na czym leżę to człowiek. I mało tego był zdecydowanie, ale to zdecydowanie zbyt blisko. Szybko odsunęłam się od niego. Był przystojny, nawet bardzo. Miał niebieskie włosy i białe oczy. Popatrzył na mnie, a ja poczułam jak robię się cała czerwona. O mało mnie nie przyłapał na locie! Co teraz?! Czekałam na jego reakcję....
-Wszystko okay?- zapytał
Nie nic nie jest ok, przez swoją głupotę o mało nie zdradziłam jakiemuś człowiekowi kim naprawdę jestem! Co bym zrobiła aby móc cofnąć czas!
-Tak - odparłam unikając kontaktu wzrokowego, poczułam jak łzy stają w końcikach moich oczu. Momentalnie je usunęłam za pomocą mocy. Jak mogłam być tak głupia? Naraziłam całą rasę na zdemaskowanie! Przeszły mnie dreszcze.
- Hej? Dlaczego się trzęsiesz? Zimno ci? - zapytał.
- Nie - wzięłam głęboki oddech, musiałam się uspokoić i zachować resztki godności, tego oczekiwałaby ode mnie matka i królowa
- Nic mi nie jest - podniosłam wzrok i spojrzałam prosto w jego białe oczy, które w świetle księżyca świeciły jak gwiazdy. Bałam się jakie wnioski mógł wyciągnąć po moim zachowaniu jednak byłam w stanie znieść wszystko byle tylko móc chronić nasz świat. Chłopak wstał.
- Jest w tym coś śmiesznego? - odwrócił się tyłem. Nie za bardzo wiedziałam o co mu chodzi.
- Uderzyłeś się w głowę jak na ciebie spadłam? - zapytałam powstrzymując się od śmiechu, jednak trochę się zmartwiłam, już słyszałam te wszystkie mądrości odnośnie mojego braku odpowiedzialności...
- Czy jest coś śmiesznego w tym, że jestem ślepy?
- Hę? Jaja se ze mnie robisz? - teraz ja wstałam. - Wybacz ale ta rozmowa chyba nie ma sensu. Ruszyłam w stronę drzwi.
- Czekaj... Co? - odwróciłam się. - Tak po prostu sobie idziesz? Ratuję ci życie, nie słyszę słowa "dziękuję", nabijesz się z mojej ślepoty, a teraz idziesz, wielce obrażona?! - ni z gruszki ni z pietruszki zaczął na mnie krzyczeć
- Arigatou gozaimasu mój Wybawco-sama - odparłam najbardziej uroczo i cukierkowo jak tylko potrafiłam. - Zadowolony?- dodałam już normalnie, nie czekając na jego reakcję podeszłam szybko do drzwi i ruszyłam schodami w dół.
IDIOTA.

Rozdział I - Noritoshi

       Kiedy słońce wstało z samego rana, ja jeszcze nie spałem. Mhm... Jeszcze. Nienawidziłem spać w nocy. Zawsze wtedy byłem najbardziej produktywny, a odsypiać wolałem w dzień. Niestety przez mojego głupiego ojca będę się musiał przestawić na dzienny tryb życia. Koszmar. Noc była zdecydowanie lepsza.
       Z grymasem niezadowolenia na twarzy zszedłem z parapetu, na którym dotychczas siedziałem i ruszyłem w kierunku łazienki. Szybko się umyłem, po czym moje kroki skierowały się do szafy.
- A niech to...
       W szafie leżały tylko i wyłącznie mundurki, które zapewne mieliśmy tutaj nosić. Spojrzałem na ciuchy krytycznym wzrokiem, po czym z niesmakiem zamknąłem drzwi szafy, postanawiając sobie, że więcej ich nie otworzę. Założyłem swój klasyczny strój, czyli czarne jeansy, granatową koszulkę, a na to wszystko czarno-granatową skórzaną kurtkę, po czym spojrzałem na zegarek. Za kilka minut powinniśmy być w sali głównej. Z niezadowoloną miną wyszedłem z pokoju, włożyłem ręce do kieszeni i udałem się w schodami w kierunku parteru, gdzie zderzyłem się z pewną blondwłosą dziewczyną.
- Uważaj jak łazisz - warknąłem na nią, a ona spojrzała na mnie najpierw ze zdumieniem, a chwilę później otworzyła szeroko zarówno usta jak i oczy.
- O rany... - jęknęła - Ale z ciebie ciacho... Może się umówimy? - zaproponowała z uroczym uśmieszkiem na ustach.
       Przyjrzałem się dziewczynie krytycznie. Blond włosy, niebieskie oczy, różowe kwiaty we włosach. Wyglądała jak typowa księżniczka. Ale musiałem przyznać, że jej bezpośredniość mnie zaintrygowała. Przyjrzałem się uważnie nastolatce i zapytałem:
- Jak się nazywasz?
- Yuri Furukawa - odpowiedziała z podnieceniem.
- Noritoshi - przedstawiłem się.
       Niemal w tej samej chwili blondynka wyciągnęła do mnie rękę, a ja ją uścisnąłem, na co popatrzyła na mnie karcąco.
- Nie ściskaj mi dłoni, tylko ją ucałuj - pouczyła, widząc moją skonsternowaną minę.
       Słysząc te słowa, nie byłem w stanie się powstrzymać i wybuchnąłem śmiechem.
- Sama się pocałuj, księżniczko. I przy okazji sprawdź, czy ktoś sobie nie poszedł.
- Ale niby kto? - zapytała, patrząc na niego marszcząc brwi.
- Twoja głowa - odparłem.
       Zobaczyłem zdumioną minę dziewczyny, po czym odwróciłem się wciąż zanosząc się śmiechem i skierowałem się w kierunku sali głównej. Na odchodnym, spojrzałem jeszcze w myśli Yuri.
- Myśli, że mnie tym urazi? A w życiu. Jeszcze będzie mój. Nie pozwoliłabym żeby takie ciacho uciekło mi sprzed nosa. Zresztą, żaden z tutejszych facetów mi nie ucieknie i każdy w końcu mi ulegnie.
       Słysząc to, uśmiechnąłem się kpiąco. Powodzenia księżniczko. Ty jeszcze nie wiesz, że mamy tu samą boginię miłości. Na pewno, nie zdobędzie, żadnego chłopaka tak łatwo. No chyba, że będzie wyjątkowo naiwny.
       Do sali głównej doszedłem już w dużo lepszym nastroju niż z samego ranka. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, a widząc tłum ludzi, niemal natychmiast się zniechęciłem i już miałem zamiar wracać do swojego pokoju, gdy nagle, moje bystre oczy, nawykłe do ciemności, dostrzegły czerwoną czuprynę, której właściciela stała pod jedną ze ścian. Na mojej twarzy pojawił się przebiegły uśmiech. Rozejrzałem się, aż w końcu wypatrzyłem jakiś pusty, ciemny kąt. Podszedłem do niego i stanąłem w cieniu. Zanim jeszcze zdążyłem tak naprawdę pomyśleć już byłem po przeciwnej stronie sali, w cieniu, zaledwie metr od dziewczyny. Uśmiechnąłem się przebiegle i oparłem się niedbale o ścianę, po czym powiedziałem:
- Znowu się spotykamy.
              Kiedy usłyszałam mój głos, pisnęła zaskoczona, na co zareagowałem śmiechem, za co Chika walnęła mnie dłonią w ramię i zapytała:
- Jak ty się tutaj znalazłeś, Moon?
- Mam swoje sposoby - odparłem z cwanym uśmieszkiem, na co czerwonowłosa tylko przewróciła oczami.
       Mimo, że wydawała się być nieco zirytowana, w jej oczach czaiły się wesołe iskierki, co natychmiast zauważyłem i uśmiechnąłem się pod nosem
- Czemu nie jesteś w mundurku? - zapytałem.
       Chika zlustrowała mnie spojrzeniem swoich zielonych oczu i uniosła znacząco brwi.
- Mogłabym cię zapytać o to samo - odpowiedziała zakładając ręce na piersi.
- Ja zapytałem pierwszy - odpowiedziałem wciąż się uśmiechając.
       Kiedy moje słowa dotarły do uszu nastolatki, ta prychnęła cicho, a ja patrzyłem na to z rozbawieniem.
- Ale jesteś dziecinny - prychnęła, ale w końcu odpowiedziała - Nie przywykłam ani do noszenia sukienek, ani spódnic i nie mam zamiary tego zmieniać.
- Więc w co ubierzesz się na dzisiejszy bal? - zapytałem.
- Bal? - zapytała patrząc na mnie ze zdziwieniem - Jaki bal?
- Dzisiaj wieczorem. Dyrektorka uważa, że powinniśmy się "zintegrować" - odpowiedziałam, gestykulując znacząco rękami.
- Skąd to wiesz? - zapytała mnie wciąż zdumiona.
- Mam swoje sposoby - odparłem przebiegle, na co dziewczyna znowu prychnęła.
- Idiota - wyszeptała w myślach.
- Słyszałem - odpowiedziałem, z niemałym rozbawieniem.
       Chika zamarła na parę sekund, a ja w tym czasie postanowiłem zniknąć. Wiedziałem, że zaraz zacznie zadawać pytania, a ja nie chciałem jej okłamywać. Poza tym, kątem oka dostrzegłem, że dyrektorka już ruszała w kierunku mównicy, więc zapewne zaraz rozpocznie się apel. Szybko wycofałem się w cień, po czym przeniosłem się na korytarz i ruszyłem do swojego pokoju. Miałem gdzieś tą całą gadaninę. Byłem śpiący i zdecydowanie nie miałem cierpliwości do wysłuchiwania przemówień.
       Po paru minutach dotarłem do swojego pokoju i rzuciłem się na łóżko. Rozmyślałem przez chwilę o Chice. Wiedziałem, że nie powinienem był używać wobec niej swoich mocy. W ogóle, nie powinienem używać swoich mocy... Ale tak prawdę mówiąc, miałem to gdzieś. Z mocami, życie było dużo ciekawsze niż normalnie. Gdyby nie to, nie zaskoczyłbym przecież Chiki informacją o balu, o którym wczorajszego wieczora rozmawiali nauczyciele.
       Przeciągnąłem się na łóżku, czując jak oczy powoli mi się zamykają. Nakryłem się kołdrą i położyłem głowę na poduszce, a już po chwili zapadłem w twardy sen.

***

       Kiedy się obudziłem, na dworze było już ciemno. Przetarłem zaspane oczy i ziewnąłem szeroko. Ta drzemka była bardzo przyjemna. Wstałem z łóżka i rozprostowałem nogi, po czym zdecydowałem się przejść po ośrodku. Krążyłem korytarzami przez kilka minut zastanawiając się, czy nie zejść na imprezę, ale w końcu postanowiłem to sobie darować i zamiast tego wszedłem na dach.
       Kiedy znalazłem się na miejscu, chłodny wiatr owiał mi twarz, a ja z lekkim uśmiechem i zamkniętymi oczami wystawiłem twarz w kierunku księżyca. Stałem tak, przez dość długi czas, gdy nagle do mich uszu dobiegł cichy jęk. Otworzyłem oczy i rozejrzałem się po dachu, gdy nagle dostrzegłem zarys ludzkiej sylwetki. Marszcząc ze zdumieniem brwi ruszyłem w tamtym kierunku, a kiedy dotarłem na miejsce, aż stanąłem ze zdumienia. Powodem była czerwonowłosa osóbka, która opierała się o komin z zamkniętymi oczami i najprawdopodobniej spała. Popatrzyłem na dziewczynę z politowaniem, ale w końcu ruszyłem się z miejsca i do niej podszedłem. Przerzuciłem sobie jej torbę przez ramię, po czym wziąłem ją na ręce. Była lekka jak piórko. Jej włosy lekko załaskotały mnie w twarz, kiedy wiatr powiał lekko w moim kierunku. Wciągnąłem w nozdrza jej zamach. Pachniała lasem i wodą, ziemią i powietrzem. Wolnością. Westchnąłem z zadowoleniem i z lekkim uśmiechem spojrzałem na twarz pogrążonej w śnie dziewczyny. Trwałem tak przez chwilę nieruchomo, w końcu jednak się otrząsnąłem i postanowiłem zanieść dziewczynę do pokoju.
       Kiedy wreszcie stanąłem przed odpowiednimi drzwiami, pojawił się problem. Miałem zajęte obie ręce i nie miałem jak zapukać. W końcu jednak zdecydowałem się stuknąć w drzwi nogą. Po chwili drzwi się otworzyły i moim oczom ukazała się dziewczyna o sympatycznej twarzy i popatrzyła na mnie, marszcząc ze zdumieniem brwi. Jak się domyśliłem, była to współlokatorka Chiki.
       Dziewczyna już po chwili dostrzegła czerwonowłosą w moich ramionach i otworzyła szeroko oczy.
- Co się stało? - zapytała przejęta - Nic jej nie jest?
- Nie martw się, nic jej nie jest. Znalazłem ją śpiącą na dachu i postanowiłem przynieść do pokoju - odparłem uspokajająco - Które to jej łóżko? - zapytałem, a nastolatka wskazała mi odpowiednie posłanie.
       Kiedy położyłem Chikę na łóżku, zorientowałem się, że zielonooka ma w niektórych miejscach zdartą z rąk skórę. Pokręciłem głową z niedowierzaniem, po czym wyjąłem z torby śpiącej opatrunki i założyłem ja na jej ręce. Kiedy już było po sprawie, przykryłem dziewczynę kołdrą, położyłem jej torbę przy łóżku i wstałem, po czym się odwróciłem. Dopiero wtedy zauważyłem, że nie jestem jedynym chłopakiem w pokoju. Na drugim łóżku siedział nastolatek wyjątkowo podobny do współlokatorki Chiki. Przyjrzałem się najpierw jemu a potem tamtej dziewczynie. Zapewne rodzeństwo.
       Zanim zdążyłem się odezwać chłopak zapytał:
- Zamierzasz tu zostać?
       Zmrużyłem gniewnie oczy słysząc jego słowa.
- A co jeśli odpowiem, że tak?
- Zobaczy się - odpowiedział tamten, na co znów spojrzałem na niego wilkiem.
       Ostentacyjnie otworzyłem okno na oścież i usiadłem na parapecie, z jedną nogą w pokoju, a drugą na zewnątrz.
- Nie mam zamiaru się stąd ruszać - odparłem wyzywająco.
       Nastolatek zmierzył mnie uważnym spojrzeniem na co odpowiedziałem mu tym samym. Przez chwilę wpatrywaliśmy się w siebie, po czym w końcu odwrócił się do swojej siostry i zaczął z nią dyskutować, całkowicie mnie ignorując. Uśmiechnąłem się drwiąco pod nosem. To może być ciekawy wieczór...

Rozdział II - Yui

Dzisiaj obudziłam się wcześnie rano Promienie słońca przedzierały się przez moje nie zasłonięte do połowy okno. - Ahhh co za piękny dzień. - odezwałam się ziewając.- idealny dzień na strzelanie z łuku. Myślę że dziś dam radę pobić swój rekord!-powiedziałam i ruszyłam ręką układając palce w kształt litery "v". Następnie wstałam i pościeliłam łóżko w którym jedno bym zmieniła. Te szarą smutną pościel, na różową w jednorożce. Ściany z resztą też mogłyby być w kolorze brzoskwiniowym albo morelowym. Uwielbiam projektować wnętrza więc pewnie za parę dni wezmę się za remont akademika. Po chwili rozmyślania co ja bym tu nie zmieniła ruszyłam do toalety przebrać się w mundurek. Przechodząc koło lustra prawie dostałabym zawału. Wczoraj nie rozczesałam włosów i dosłownie wyglądałam jak wielki rozczochrany goryl. Czesałam je, spryskiwałam specjalnym płynem, robiłam wszystko żeby doprowadzić je do ładu... I nic! Zrezygnowana ubrałam swój mundurek i ruszyłam ku drzwiom. Nagle usłyszałam głos moich świętych broni:
-Yui-sama, kiedy spałaś po przymierzałam twoje stroje w szafie i natknęłam się na ładny kapelusz z kocimi uszkami!-powiedziała Marika
-Jak co to ja nic nie robiłam... -odparła Blanc
-Po pierwsze, dlaczego bez mojego pozwolenia weszłaś w ludzką postać!? Po drugie, dziękuję za kapelusz.-powiedziałam zmieszana. Zazwyczaj nie krzyczę na ludzi. W tej chwili czułam się niezręcznie.
-Proszę pozwól nam choć przez chwilę być w ludzkiej postaci! - powiedziały Blanc i Marika.
-No dobra pozwolę wam się zmienić, ale dopiero po południu jak będę szła na trening, ok?-powiedziałam, z uśmiechem na twarzy.
-Dobra! - powiedziały
-A jak na razie tu zostańcie. Ale pod postacią łuku i strzał!-powiedziałam
Kiedy, skończyłyśmy rozmawiać chwyciłam za swoją torbę i ruszyłam w stronę klasy od języka japońskiego. Po chwili zorientowałam się że jest dopiero 6.30.-To co ja mam niby robić przez te półtorej godziny?-pomyślałam.-W sumie pokój klubu jest całkiem blisko mojego pokoju więc mogę się tam teraz udać.-myślałam. Chwilę później wzięłam mój łuk i za pomocą teleportacji przeniosłam się do ciemnego pokoju. W pierwszym momencie nic nie mogłam zauważyć. Czyżbym przeniosła się w złe miejsce? Powoli posuwałam się do przodu. Mijałam przedmioty całkowicie spowite mrokiem. Nie wiedziałam czy w dobrą stronę idę, ale ważne było wydostanie się z tond. Nagle zauważyłam coś czarnego wyglądającego jak człowiek. Podeszłam do tego lub do kogoś i lekko "to" szturchnęłam ręką.-Przepraszam...czy jest pan właścicielem dojo?-zapytałam. Przez chwilę myślałam że "to" mnie ignoruje, więc z impetem rzuciłam się na ten dziwny czarny cień. Kiedy wpadłam na ten nieokreślony obiekt nagle zaświeciło się światło. Po chwili zdałam sobie sprawę że to był worek treningowy w kształcie człowieka, a ja głupia do niego gadałam. Rozejrzałam się po całej sali. Leżało w niej wiele kartonowych pudeł. Niektóre z nich były trochę otwarte. Zauważyłam jedno z napisem: "stroje dla członków dojo". Postanowiłam że nic nie zaszkodzi jak zajrzę jakie kimona oferują. Były tam białe dla dziewcząt i czarne dla chłopców. Znajdowały się też tam pasy. Zaczynając od najsłabszego białego aż po czarny pas mistrza o który wszyscy walczą. Sama mam dopiero pas zielony, bo ostatnio miałam rękę w gipsie i nie mogłam ćwiczyć póki kość się nie zrośnie.

Stopniowanie pasów ju jitsu, kendo, karate itp. (jest jeszcze pas czarny ale nie ukazano go na obrazku)

Postanowiłam, że przez chwilę poćwiczę. Chwila rozgrzewki wystarczyła mi na rozruszanie kości. Potem przyjęłam pozę walki. Chwyciłam swój łuk i korzystając z powieszonej na ścianie tarczy zaczęłam strzelać. Pierwszy strzał poszedł mi sprawnie. Clenie trafiłam w sam środek. Następny trochę gorzej, na obrębie koła. Strzelałam i strzelałam...aż zabrakło mi tchu. Gorączkowo poczęłam szukać swojego inhalatora.-Gdzie ja go mam?!-pomyślałam. Po chwili znalazłam go w bocznej kieszeni plecaka.-Uff...co za ulga.-powiedziałam do siebie i zażyłam leku-Jestem uratowana! Przez chwilę odleciałam. Zamyślona siedziałam na podłodze, a raczej materacu, rozmyślając o moim życiu. W gimnazjum nie byłam zbyt lubiana. Parę razy wdałam się w bójki i codziennie uciekałam od narzucających się zalotników. Takie było moje życie w szkole...Teraz nikogo tu prawie nie znam i mogę zawrzeć nowe przyjaźnie, pokazać na co mnie stać i być nową sobą! Po paru minutach "dumania" wstałam, przeciągnęłam się i ruszyłam do szkoły (tym razem na własnych nogach). Szłam przez korytarze. Mijałam wiele osób które widziałam już wcześniej na apelu, np. tą przedstawicielkę mojego rocznika i nareszcie dotarłam na miejsce. Pod klasę od języka japońskiego. Stało pod nią parę osób.-Nie znam nikogo...-pomyślałam-Eeee...nieee to niemożliwe. Co ten Shun tu robi? Czyżby chodził ze mną do klasy? Rozumiem...-wzruszyłam ramionami i ze skrzyżowanymi nogami stanęłam pod ścianą. Na szczęście nikt mnie nie zaczepiał. Po krótkiej przerwie, rozpoczęła się lekcja. Do klasy wszedł nasz nauczyciel:
-Hejka! Nazywam się Irie Izo! Będę waszym nowym nauczycielem od języka japońskiego! Yeah!-powiedział jakby był jakimś nastolatkiem-Dziś to ja was rozdzielę na pary do ławek! Ty różowo-głowa siadasz z tym czarnowłosym smutasem!-powiedział i wskazał na mnie i Shuna.
Po chwili wszyscy usadowili się na swoich miejscach. Jedyne co mnie dziwiło to, to że ten nasz nowy "nauczyciel" miał fioletowego irokeza, przyciemniane okulary i kolczyki. No i zachowywał się jak jakiś dzieciak. Potem poznałam naszego wychowawcę Hori Fujio, który ciągle pytał się o naszą grupę krwi (podejrzewam że to wampir). Następnie, był w-f na którym jak zawsze wszystko mi wychodziło! Biegi...skoki wiatr we włosach...To lubię! Kiedy tak sobie radośnie "hasałam" nie zauważyłam że wszystkie oczy uczniów, jak i nauczycieli, są zwrócone na mnie. Z uśmiechem na twarzy cała czerwona poszłam powolnym krokiem do rogu ogrodzenia naszego boiska szkolnego. Skulona patrzyłam na powietrze. Pogoda była dziś w miarę ładna. Słońce świeciło, lekki wiaterek smagał moje różowe włosy. Ogólnie miałam ochotę się zdrzemnąć.-Och,..może jednak wrócę na w-f-powiedziałam cicho-Albo nie! Uach....-ziewnęłam głośno i jak suseł zapadłam natychmiastowo w kamienny sen. Śniło mi się że idę na lekcje niemieckiego i tam spotykam dziwnego czerwonowłosego nauczyciela z kozią bródką w kolorze bordo. Do tego właśnie teraz mnie trąca i wrzeszczy coś po niemiecku abym wstała. Następnie jakiś palant woła do mnie po imieniu.- Ej! Skąd ja znam tego gościa? Czy to aby na pewno jest sen?-pomyślałam. Kiedy nauczyciel chwycił za dębową linijkę nagle zdałam sobie sprawę że to nie sen tylko to naprawdę się dzieje, a ten czarny palant to nie kto inny jak Shun!
-Eins... zwei... DREI...!-wykrzyknął nauczyciel i już miał mi wymierzyć karę cielesną kiedy się ocknęłam
-Przepraszam! Naprawdę przepraszam! Mamy taką piękną pogodę że trudno było mi nie zasnąć! I ten jesienny wiaterek...-powiedziałam
-Tsurumi nie odpływaj! Znowu...!-usłyszałam głos Shuna
-Ok, ok wiem... Pomarzyć nie można!?-powiedziałam wesoła-Jak sam chcesz spróbować tego jesiennego słońca to może wybierzesz się ze mną jutro na piknik?-powiedziałam, chociaż sama nie wiem dlaczego.
-W sumie nie mam żadnych planów na jutro więc okej.-powiedział Shun-Może po szkole o 14?
-Oki.-powiedziałam-Czy to będzie randka?!-pomyślałam-O nie...
-Okej wy dwoje!? Może byście łaskawie usiedli? Jest lekcja. Pogadać możecie sobie na przerwie!-sykną nauczyciel-No dalej! Liczę do trzech! Eins zwei...-nasza klasa usadowiła się na miejscach-Zaczynamy lekcje.
I tak właśnie nasza klasa rozpoczęła naukę niemieckiego. Teraz jeszcze matma i malarstwo i...do domu. Nie powiem co było na dalszej części lekcji, bo nie było niczego ciekawego wartego opisu. Było tak nudno że chętnie ucięłabym sobie drzemkę. Nie zrobiłam tego ponieważ czekałaby mnie kara cielesna w postaci dębowej linijki. Kiedy skończyła się lekcja nareszcie mogłam odetchnąć. Nabrać "świeżego" powietrza do płuc. Uciec od tej lekcji...Przedostatnia lekcja była to matematyka z panem Sutclife Grellem. Było nawet ciekawie choć matma i tak nigdy nie będzie moim ulubionym przedmiotem. Na samym końcu było malarstwo. Poznałam przemiłą nauczycielkę. Pozwoliła nam rysować na płótnach co tylko dusza zapragnie. Ani razu w moim życiu nie poznałam takiego typu nauczyciela. Dopiero kiedy chłopcy zaczęli się kłócić poznałam drugą stronę tej słodkiej pani. Chwyciła ona ich za fraki i wyniosła na korytarz. Nawet kiedy zamknęła drzwi to i tak słychać było jej donośny głos:
-Co wy robicie!?-krzyknęła
-My...em...eto...-powiedzieli cicho
-Co em! Na moich lekcjach ma być cicho! Bo jak nie to...chyba rozumiecie co?! Użyję na was perswazji!-krzyczała.
Jak bym to ja tam stała to już dawno bym zaczęła płakać. Ciekawe czy i oni płaczą? Nagle zadzwonił dzwonek.
-Do widzenia...DZIECI.-powiedziała "pani dwie twarze"
Nareszcie skończyły się już lekcje. Spakowałam się i wyszłam z klasy powolnym krokiem, bacznie przyglądając się naszej nauczycielce, ruszyłam w stronę stołówki.-Głodna jestem...!-westchnęłam i chwyciłam za swój brzuch-Ciekawe co na obiad? Kiedy doszłam do stołówki pierwsze co zauważyłam to Shuna zajadającego się pasztecikami z ośmiornicą.-Pfe! Paszteciki...-skręciło mnie w żołądku-To ostatnia rzecz na którą mam ochotę...-Podeszłam do baru, stanęłam w kolejce po jedzenie i czekałam...Po dwóch minutach nadeszła moja kolej. Pani z siatką na głowie nałożyła mi chochlę sosu i dwa paszteciki. Chwyciłam tackę i ruszyłam w poszukiwaniu wolnego miejsca przy stole. Po chwili znalazłam jakiś opuszczony stolik stojący w rogu ogromnej sali. Zjadłam swoje "przepyszne" jedzonko i udałam się do akademika. Przeszłam przez korytarz w stronę windy. Nagle zauważyłam że drzwi od niej się zamykają. Szybko pobiegłam i swoją torebką przytrzymałam drzwi. Weszłam i ledwo oddychając wydałam z siebie cichy, ledwo słyszalny głos:
-Dziękuję...jestem Tsurumi Yui...-powiedziałam-A ty?
-Przecież się już znamy. To ja. Shun.-powiedział
-Aaaa...no tak! Przepraszam...chce mi się spać...Uaa...-powiedziałam i znów zasnęłam. Nagle winda się zatrzymała. Z małego głośnika usłyszeliśmy powiadomienie.
-Przepraszamy za kłopoty! Ze względu na problemy techniczne winda będzie nieczynna przez godzinę! Dziękuję!
-Niech to!-powiedział Shun
-Nie wiesz może która jest godzina?-nagle się ocknęłam. Przecież kółko na które się zapisałam zaczyna się o 15.30!
-Jest...już ci mówię...14.40.-oznajmił, a ja cała pobladłam
-O nie! Pierwszego dnia z późnię się na kółko!-powiedziałam
-Ja też...-powiedział Shun-O której zaczyna się twoje?
-O 15.30, a co?-powiedziałam
-Nic...moje też. No to teraz utknęliśmy-powiedział
-Nawet gdybyśmy chwieli użyć teleportacji to o tej porze dnia moglibyśmy zostać zdemaskowani, a tym samym zdradzilibyśmy Boski ród.-powiedziałam
-Masz rację...-powiedział
Zapadła cisza. Przez 20 minut nie odzywaliśmy się do siebie. Pierwszy raz widzę Boga (nie wliczając siebie). Teraz gdy jesteśmy sami to może do niego zagadam.
-Takei-san...słuchałeś kiedyś co śpiewa wiatr?-powiedziałam
-Nie...-powiedział i usiadł na podłodze
-Czasami wiatr śpiewa smutne piosenki, bo tylko takie zna...Śpiewa o wojnach...o płaczących ludziach-powiedziałam i zaczęłam śpiewać bardzo dobrze znaną mi piosenkę*. Skulona oparłam się o plecy Shuna.
-Tsurumi...-powiedział i zaczął słuchać mojej piosenki.
Tak minęła ta godzina. Winda znowu ruszyła. Nie mogłam uwierzyć że ten czas tak szybko leci. Uśmiechnięta wstałam i bez pożegnania ruszyłam na kółko. Kiedy dotarłam na miejsce już nasz sensei mówił listę obecności.
-...i Tsurumi Yui. Jest tu taka?- odezwała się sensei Shura
-Jest! To ja! -powiedziałam
-Ok! To teraz pokażcie na co was stać! - powiedział sensei Angel
-Przepraszam za spóźnienie, winda się zacięła-powiedział Shun, dziwne że dołączył do tego kółka
-No dobrze. Na początku przypiszemy was do grup. Uczniowie z grupy Alfa będą specjalizowali się w strzelaniu - z łuku bądź z broni palnej, grupa Beta w walce wręcz, a grupa Gamma w kendo. Jakieś pytania?
Prawie w trybie natychmiastowym do góry podniosła się czyjaś ręka.
-Słucham?-sensei zwrócił się w stronę ucznia.
-A jak ktoś nie wie w czym się specjalizuje?
Pan długowłosy osłupiał
-W takim razie radzę się zastanowić, bo w przeciwnym wypadku nie widzę dla was powodu żeby tutaj być-oświadczył ze spokojem.
Po tym już wszyscy umilkli, w ciszy oczekując na dalsze słowa.
-No więc dzisiaj przydzielimy wam pasy, oczywiście białe, i kimona. Chłopcy dostaną czarne, dziewczyny białe.-odezwal się nasz sensei
-A dlaczego ja nie dostanę zielonego pasa...-powiedziałam smutna-...przecież tak długo walczyłam o tą rangę..
-To dlatego że każdy ma być równy. Nie możemy cię traktować wyjątkowo. Masz chociaż certyfikat że posiadasz ten stopień w...
-W łucznictwie i walce w ręcz-powiedziałam zadowolona
-No dobrze...mam pewien pomysł. Augustus, mogę powiedzieć-powiedziała Shura
-Dobrze-oznajmił
-Ustalimy kto będzie kapitanem na podstawie waszej siły!-powiedziała-Na razie sprawdzimy kto ma jakie możliwości! Dzięki temu zobaczymy kto zostanie przewodniczącym danej drużny! Zgadzacie się!?
Po chwili wszyscy odezwali się chórem.
-Tak!
-Ok, zaczynamy trening!-powiedziała
Potem ustawiłam się koło swojej grupy. Tego dnia była bardzo ładna pogoda, więc wybraliśmy się na strzelanie w plenerze. Szczerze mówią szło mi dobrze. Trafiłam w każde cele. Tylko raz musiałam spudłować no, bo przecież ludzie nie są tacy idealni jak bogowie. Muszą uczyć się na błędach inaczej nie byliby ludźmi. Na koniec dostaliśmy formularze zgłoszeniowe. Po zakończeniu treningu postanowiłam, że wybiorę się na małą wycieczkę. Pożegnałam się z grupą i ruszyłam na polowanie potworów. W jakiejś ciemnej uliczce znajdował się człowiek którego do połowy pochłoną potwór. Swoim mechanicznym głosem odezwał się do mnie prosząc o pomoc. Niestety cała roztrzęsiona nie byłam w stanie go pokonać. Zaczęłam się cofać. Jednym problemem było to że ta uliczka była "ślepa". Nie wiedziałam co robić. Może i miałam z sobą łuk, ale zabić człowieka...nie... nie jestem do tego zdolna. Dlatego czym prędzej zaczęłam krzyczeć i piszczeć. Na moje nieszczęście ten człowiek już umierał tak więc mogłam użyć teleportu (w końcu i tak już nikomu nie rozpowie, że widział znikającą w białej poświacie panią). Po chwili znalazłam się w swoim pokoju. Położyłam się, zażyłam leku w postaci inhalatora na astmę i położyłam się spać.
-Dobranoc...

Formularz zgłoszeniowy
Imię: Yui
Nazwisko: Tsurumi
Klasa: 2b
Grupa: Alfa
Poziom: 4
Grupa krwi: A Rh-

Rozdział I - Yumi

Wpadłam do pokoju Shuna.
-E...-zaczął, ale przerwałam mu.
-To ja, idioto!-mruknęłam i uśmiechnęłam się, zamykając drzwi i zmieniając się w swoją zwyczajną postać.
-Yumi-westchnął.- Gdzie byłaś przez całą noc?
-Em...-zaśmiałam się. Rzucił mi surowe spojrzenie.- Byłam na spacerze.
-W nocy? Na pewno ci uwierzę!
-Nie pozwalasz mi wychodzić w dzień-mruknęłam.
-W nocy też... Najbardziej dziwi mnie to, że się nie zgubiłaś.
-No właśnie chodzi o to, że się zgubiłam. Dlatego wracam dopiero teraz!
Ponownie westchnął.
-Dobrze, że przynajmniej nie musisz tego odespać.
-Może nie muszę, ale chcę!
-Nie ma na to czasu, chodź-rzucił i skierował się do wyjścia.
-Ej! Nie zostawiaj mnie tu!-krzyknęłam, biegnąc za nim.-W sumie zawsze mogę wyjść oknem...
Zmieniłam się w kota i wskoczyłam mu na ręce.
-I co? Teraz mam cię nosić?
Miauknęłam cicho, nie mogąc mu odpowiedzieć. Zamknął drzwi i ruszyłem w stronę sali, gdzie miało odbyć się uroczyste rozpoczęcie roku.
-Ej, wbijasz mi pazury-skarcił mnie. Zeskoczyłam z niego i rozejrzałam się dokoła. Przemieniłam się w dziewczynę, którą byłam wcześniej.
-Tak będzie wygodniej. Nikt nie powinien zwrócić na mnie uwagi-stwierdziłam w tłumaczeniu.
Nic nie odpowiedział, tylko poszedłem dalej, a ja za  nim. Po chwili doszliśmy do sali.
-Ile ludzi... Nie lubię takiego tłoku i hałasu-mruknęłam.
Zajęliśmy miejsca. Po chwili dyrektor wszedł na podwyższenie i wygłosił swoje nudne i głupie przemówienie. Potem przemawiała jakaś dziewczyna z roku Shun'a. Elfka. To ciekawe... Ale przemówienie jak przemówienie: nudne.
Wróciliśmy do pokoju. Skomentowałam, że Shun wygląda jak idiota. Po przebraniu się zamknął mnie w pokoju. Co za troll! Ubrałam się w czarną sukienkę i zmieniłam się w kruka. Wyleciałam przez otwarte okno. Wylądowałam na dziedzińcu i po upewnieniu, że nikt mnie nie widzi, zmieniłam się w człowieka. Poszłam na salę. Nie zmieniałam wyglądu, żeby zrobić na złość Shun'owi. Kto tu niby może mnie rozpoznać? Nawet jeśli jest taka szansa, wątpię, żeby uwierzył, że beztrosko jestem sobie w akademii. Z resztą zawsze mogę uciec, albo zmienić wygląd. Na początku starałam nie rzucać się zbytnio w oczy, więc stałam pod ścianą, ale ostatecznie nie wytrzymałam i musiałam się trochę zabawić. W końcu od tego są imprezy! Jakąś godzinę przed zakończeniem imprezy pod postacią kruka wróciłam do pokoju Shuna. Byłam już taka zmęczona, że zasnęłam na parapecie. Po jakimś czasie obudziłam się i zobaczyłam, że Shun pije wódkę. Stwierdziłam, że mu potowarzyszę, ale mnie odepchnął. Idiota! Położyłam się na fotelu, udając że śpię. Po jakimś czasie usłyszałam głos tej dziewczyny. Weszła do pokoju i po chwili sięgnęła po butelkę, kładąc się obok Shuna. Po chwili wywnioskowałam, że obojgu urwał się już film. Korzystając z tego zrobiłam to, czego Shun mi zabronił i również się napiłam. Raz się żyje! Długo, ale raz... Więcej nie pamiętam... Ale najwyraźniej zmieniłam się z powrotem w kota, zanim zasnęłam.





Layout by Neva